Jak zostałem mesyrap

Urodziłem się bo w mieście mego poczęcia nie było miejsca dla mnie. Matka poszła kiedyś odwiedzić kolegę z tej samej wioski który odbywał zasadniczą służbę wojskową w 12 kołobrzeskim pułku piechoty i tam spotkał ją ojciec. Potem wzięli cichy ślub, bez wesela. Być może dlatego, że 4 miesiące wcześniej zmarła ojcu matka, (a może nie) był sierpień 1969.  Ja urodziłem się  5 maja 1970 roku dwa tygodnie po terminie, matka zaczynała już gnić, (taka jest wersja oficjalna) więc nacinali jej brzuch i wyciskali ropę, a inne pacjentki rzygały od tego smrodu. Wyciągnęli mnie z łona mej matki robiąc jej cesarskie cięcie. Lekarze myśleli że jestem sztywny, jednak po klapsie wydarłem się na nich swym stuwatowym ryjem ( jak nazwał ten mój donośny głos Kelot). W byłym Landsbergu nie było miejsca, żby urodzić, ponieważ mieszkali w wynajmowanym pokoju. Należał on do Mattisowej drugiej żony Landsberskiego kupca Johana Mattisa, która nie życzyła sobie żadnego bahora w wynajmowanym pokoju, a i z zamążpójścia mojej matki była bardzo nie zadowolona.. Dlatego właśnie pojechali do Ostrowa Wlkp. W rodzinnym domu ojca, pustym po tragedii jaką było odejście jego matki Heleny czekali na poród. Matka była uczulona na penicylinę, więc ciężko było ją leczyć z zakażenia jakie dostała w wyniku przedłużonej ciąży. zmuszeni byli robić transfuzje, a dziadek szukał chętnych do oddawania krwi (ja po latach zastałem HDK i oddałem ponad 20 litrów krwi). Matka zapowiedziała ojcu, że sama pójdzie do urzędu zgłosić moje narodziny. Przeglądając  kalendarzyk orbisowski znalazła dziwnie brzmiące imię. Po opuszczeniu szpitala i nabrania sił udała się do odpowiedniego urzędu.  Tam zaciekawiona tym dziwnym imieniem zapytała urzędnika (ze zwykłej  ciekawości) czy można tak dać dziecku na imię. On oczywiście stwierdził ze to jakieś waryjactwo (pamiętajmy że jesteśmy w Wielkopolsce) No i wywiązała się sprzeczka, w końcu urzędnik widząc furiatkę powiedział, że jak przyniesie  i pokaże mu ten kalendarzyk to jej tak zapisze syna. Matka przyniosła ten nieszczęsny kalendarzyk i tak zostałem mesyraP. Musieli wracać do Gorzowa do pracy, nikt nie chciał wynająć im pokoju, Bo nikt nie chciał mieć w domu rodzinę z małym dzieckiem o 100 watowej gębie (taka jest wersja oficjalna) i matka zawiozła mnie do Sanic, gdzie przez kilka miesięcy wychowywała mnie moja najukochańsza babcia Hanka przesiedlona tam z Milczyc pod Lwowem rocznik 1904. 

Komentarze